PRZYZNAĆ SIĘ, ŻE CZEGOŚ NIE WIEM… NIE BYŁO WCALE ŁATWO
„Co to znaczy NIE WIEM?” Usłyszawszy takie pytanie, zadane z pełną stanowczością i odrobiną zarzutu w tonie wypowiedzi – dzisiaj – odpowiedziałbym, że „NIE WIEM” to przeczenie od czasownika „wiedzieć” wyrażone w czasie teraźniejszym, w pierwszej osobie liczby pojedynczej, a jego zastosowanie wynika z braku zrozumienia pomiędzy dwiema stronami. No tak! Tak mógłbym odpowiedzieć teraz, będąc już dorosłym, wykształconym mężczyzną z pewnością siebie, która często pomaga mi stawiać czoła trudnym wyzwaniom.
A jak wyglądało to w szkole…? No właśnie, tu zaczynały się schody. Wielokrotnie wywoływany do odpowiedzi w momencie pewnego rozproszenia, zamierałem w bezruchu i absolutnej ciszy – z pewnym poczuciem wstydu, bezsilności i stresu, że za chwilę dostanę jedynkę, że się będą ze mnie śmiali, że zawiodłem siebie, nauczyciela, rodziców. Dlatego z czasem zacząłem kombinować, mówić dookoła, tłumaczyć się z nieprzygotowania, próbowałem wszystkiego, tylko po to, by nie przyznać się do tego, że czegoś NIE WIEM.
Od tego momentu minęło już ponad 20 lat. Zdaje się, że pod względem rozwoju edukacji wykonaliśmy nie lada progres. Rozwijanie kompetencji kluczowych, ocenianie kształtujące, udzielanie informacji zwrotnej, a jednak… zdarza się, że kiedy uczeń nie zna odpowiedzi na moje pytanie, ciśnie mi się na usta „co to znaczy NIE WIEM?”. I z ogromną trudnością, gimnastykuję się w moim sercu, rozumie i języku, by nie zadać tego koszmarnego pytania. Nie jest łatwo. Skąd się to bierze? Może moi nauczyciele (tak zwanej „starej daty” – nie ma zarzutów w tym sformułowaniu, raczej uznanie i nadal ogromny szacunek) odcisnęli, takie piętno na moim postrzeganiu czyjeś niewiedzy. Może nie umiem inaczej. Może lata trwania w systemie oświaty jako uczeń, student i nauczyciel spowodowały, że sam nie rozumiem jak można czegoś nie wiedzieć, jeśli zostało to już wytłumaczone.
Spróbujmy spojrzeć na to z innej strony. Co to znaczy, że uczeń czegoś nie wie? W sytuacji szkolnej, dziecko ma absolutne prawo czegoś nie wiedzieć! Jeśli po przeprowadzonej lekcji, uczeń nadal czegoś nie wie, to może to znaczyć, że:
- sposób podania wiedzy nie był adekwatny do jego możliwości,
- zrozumienie zagadnienia go przerosło,
- nie potrafił się skupić (wiele czynników),
- był przebodźcowany,
- wystąpiła u niego trudna sytuacja w domu, może pośród rówieśników,
- a może po prostu w pędzie realizacji podstawy programowej, wprowadziliśmy materiał za szybko.
Nie winię tutaj żadnego nauczyciela. Doskonale rozumiem problem presji czasu i wymogów formalnych jakie są nam stawiane. Ciągła testomania, przygotowania do egzaminów, terminy, konspekty, hospitacje, liczne oddziały klasowe – to wszystko przerasta mnie za każdym razem, kiedy tylko chcę dostosować swoje metody pracy, tak aby jak największa liczba uczniów mogła poradzić sobie z trudniejszym tematem.
Jak zatem odnaleźć się w tej trudnej sytuacji, kiedy staję na głowie, by wyjaśnić temat jak najlepiej, a uczeń nadal nie wie? NIE WIEM. Naprawdę nie wiem, próbuję, staram się, ale NIE WIEM. I doszedłem to wniosku, że nie ma w tym nic złego. Nie znaczy to, że należy się poddać, wręcz przeciwnie, trzeba szukać sposobu, korzystać z różnych pomocy i doświadczeń innych nauczycieli. Nie ukrywam, że z ogromnym podziwem patrzę tutaj na nauczycieli przedszkolnych i nauczania wczesnoszkolnego. Na to z jaką cierpliwością potrafią pracować z małymi dziećmi, na ich kreatywność w doborze metod i elastyczność podczas zajęć kiedy nie wszystko idzie zgodnie z planem. Od dłuższego czasu obserwuję Jowitę i jej pracę. Na to jak prowadząc zajęcia z języka migowego dla dzieci słyszących potrafi przez zabawę, rywalizację, muzykę i ruch angażować praktycznie wszystkich uczniów. W sytuacji kiedy jeden uczeń, czegoś nie wie, potrafi ona gestem, mimiką, wskazaniem konieczności szukania pomocy u kolegi/koleżanki naprowadzić każdego malucha na poprawną odpowiedź i powiem Wam szczerze: serce rośnie, jest nadzieja, to światełko w tunelu promienieje coraz mocniej. Czy jest to jej zasługa? W ogromnym stopniu tak! Ale nie tylko! Rozmawiając z innymi nauczycielami wprowadzającymi elementy języka migowego do codziennej pracy z dziećmi widzę i słyszę, że język migowy (nadal stanowiący ogromną innowację pedagogiczną) stanowi niesamowite narzędzie budujące pozytywne nastawienie do nauki. A jak to wygląda w szczegółach? Jak zabawy z językiem migowym pomagają dzieciom, jakie płyną z tego korzyści i co warto byłoby przenieść na nauczanie w starszych klasach? Tym podzielę się już wkrótce, bo trochę się rozpisałem. Do zobaczenia.
Sprawdź nasze pozostałe wpisy
DLACZEGO WARTO UCZYĆ DZIECI JĘZYKA MIGOWEGO?
Motoryka mała stanowi wszystkie ruchy palców i dłoni, wymagające ogromnego skupienia, koncentracji i precyzji. Dziecko w trzecim roku życia potrafi
ŚWIĘTA, ŚWIĘTA I … DO DZIEŁA!
Grudzień zazwyczaj kojarzy się z ogromnym pędem, wyścigiem, przygotowaniami i bardzo często nerwówką… Nie ukrywam, że przez wiele lat u